Dane jako paliwo dla rozwoju nowoczesnych miast

Dane jako paliwo dla rozwoju nowoczesnych miast

— Jestem wielkim fanem stwierdzenia, że dane są paliwem rozwoju miast XXI wieku. Tych danych tworzy się coraz więcej. Przeciętny samorząd, na którego terenie żyje do 50 tysięcy mieszkańców, gromadzi już 100 różnych zestawów danych. A im większe miasto, tym oczywiście gromadzonych informacji jest więcej. I to liczby, które stale rosną — przekonuje Wojciech Łachowski z Instytutu Rozwoju Miast i Regionów.

Wojciech Łachowski specjalizuje się w problematyce smart city, zarządzania danymi i zazieleniania miast. W Instytucie Rozwoju Miast i Regionów pracuje jako kierownik projektów w Obserwatorium Polityki Miejskiej. Prowadzi również w IRMiR zespół, który doradza w efektywnym wykorzystaniu danych miejskich. Jest ekspertem w zakresie systemów informacji geograficznej (GIS).

Jakie rozwiązania smart city, pana zdaniem, będą kluczowe dla polskich miast?

Samorządy w związku z kryzysem pandemicznym i energetycznym wszędzie szukają dziś oszczędności. Inwestycje w innowacje często są przesuwane na dalszy plan. Moim zdaniem, rozwiązania smart city w najbliższym okresie będą skupione na zwiększeniu efektywności energetycznej i generowaniu oszczędności w samorządach. Będą to systemy do zarządzania energią cieplną, urządzeniami IoT i oszczędnością prądu, kierujące oświetleniem ulicznym czy zwiększające efektywność energetyczną budynków. Z drugiej strony wdrażane będą roboty wykrywające nieprawidłowości w fakturowaniu i rozliczeniach finansowych. Wszędzie tam, gdzie będzie można zyskać realne oszczędności, technologie smart city mogą okazać się pomocne.

Być może część takich inwestycji będzie zagrożona w związku z kryzysem finansowym?

Znaczna część samorządów, które mają lokalnych liderów zmiany i prowadzą aktywną politykę związaną z pozyskiwaniem zewnętrznego finansowania, dysponuje pieniędzmi na ten cel. I bez względu na sytuację na rynku, te projekty będą realizowane. W największych miastach inżynieria finansowa jest bardziej elastyczna, można szukać oszczędności w wielu miejscach. W małych miastach sytuacja jest trudniejsza, dlatego rzeczywiście przynajmniej w najbliższym roku wiele podmiotów samorządowych może zawiesić swoje wdrożenia smart city. Jednak samorządy powinny wykorzystać kryzysowy czas na odpowiednie przygotowanie się do wdrożeń. Żeby móc mówić o skutecznej analizie danych, potrzebny jest przecież najpierw audyt zasobów. Nie wspominając już o cyfrowych kompetencjach pracowników urzędów.

Do czego w ramach tego przygotowania będą potrzebni eksperci?

Przed wdrożeniem każdego systemu informatycznego samorząd powinien zdefiniować procedury działające w urzędzie, następnie określić, jakie rozwiązania w systemie mają za nie odpowiadać i je usprawniać. Zachęcam jednak samorządowców do tego, żeby nie bać się zatrudnić eksperta, który pomoże odpowiednio przygotować dokumentację, ocenić realne zapotrzebowanie na pewne usługi i narzędzia. Specjalista wskaże też, gdzie szukać gotowych rozwiązań na rynku, często darmowych. Dzięki ekspertowi można realnie zmniejszyć koszty późniejszego wdrożenia.

Dziś urząd to setki tysięcy danych, które mogą być zbawienne dla pracy samorządu, ale też stać się problemem.

Jestem wielkim fanem stwierdzenia, że dane są paliwem rozwoju miast XXI wieku. Tych danych tworzy się coraz więcej. Przeciętny samorząd, na którego terenie żyje do 50 tysięcy mieszkańców, gromadzi już 100 różnych zestawów danych, a im większe miasto, tym oczywiście gromadzonych informacji jest więcej. I to liczby, które stale rosną.

Czyli w urzędach pojawią się etatowi specjaliści od analizy danych?

Uważam, że w przyszłości rola data scientistów będzie kluczowa, aby móc zarządzać miastem w nowoczesny sposób. Podstawowy problem to nie tyle kwestia zatrudnienia analityków, ile w ogóle ekspertów z dziedziny szeroko pojętego IT. Wymagania rynkowe co do wynagrodzeń specjalistów zupełnie rozmijają się z możliwościami samorządów. Nie chodzi o sam brak pieniędzy. Wymagania ustawowe nie pozwalają na tak wysokie wynagrodzenia, jakie otrzymują specjaliści w tej dziedzinie. Obecnie jest to możliwe ewentualne w postaci zakupu zewnętrznej usługi związanej z analizą danych.

Widełki finansowe to jedyny problem?

Należy pamiętać jeszcze o kwestii poziomu zaawansowania, na którym są polskie samorządy w zakresie zarządzania danymi i ich analizy. Musimy zacząć od podstaw. Dane muszą być gromadzone w stały, jednolity sposób. Musimy dbać o ich jakość, aby były odpowiednio uporządkowane. Cóż może zrobić data scientist w przypadku, kiedy dostanie dane, w których będzie brakowało połowy rekordów, a inne będą zdublowane? Pracy z wyczyszczeniem tych danych jest tyle, że w wielu samorządach nie potrzeba jeszcze data scientistów, ale praktykanta do ciężkiej, ręcznej pracy w celu naprawienia zbiorów.

Kluczowa więc jest jakość danych, a co z formą ich gromadzenia?

W małych i średnich miastach najbardziej powszechnym sposobem zbierania danych jest arkusz kalkulacyjny Excel, który nie jest w żaden sposób ustrukturyzowany. Zatem mamy sytuację typu garbage in, garbage out. Kiedy analityk otrzyma te dane, nawet jeśli narzędzia analityczne będą prawidłowe, to wyniki już nie. Zanim przejdziemy do etapu zaawansowanej analizy, musimy najpierw uporządkować informacje. Uważam też, że samorządy powinny zacząć od bardzo małych rzeczy. Od rozwiązywania konkretnych problemów, podejmowania niewielkich decyzji z wykorzystaniem bardzo prostej analityki. Można to wykonać własnymi siłami, wystarczy tylko odpowiednie zaangażowanie i realna moc sprawcza liderów zmiany na miejscu. Jeśli są w urzędzie osoby, które mają chęć pracowania z danymi, to nie podcinajmy im skrzydeł. Pozwólmy im realizować nieduże wdrożenia małymi krokami. Niestety największym problemem samorządów w zakresie zarządzania danymi, a szerzej mówiąc transformacji cyfrowej, jest brak chęci zmian. Szczególnie jeśli chodzi o kadrę urzędniczą, która pracuje w instytucji najdłużej.

A jak ocenia pan jakość analizy danych w polskich gminach i miastach? Mamy liderów?

W Polsce nie wskażemy w tej chwili żadnego samorządu, który by całościowo, w sposób kompleksowy podszedł do zarządzania danymi. Mówię tu o zachowaniu interoperacyjności wszystkich systemów informatycznych, odpowiednich procedur czy prowadzenia szkoleń pracowników. Natomiast wiele prób jest podejmowanych. Moim zdaniem w Warszawie mamy najlepszy w Polsce portal e-usług, czyli komunikację mieszkańców z urzędem. Tylko dodajmy, że w warszawskim samorządzie funkcjonuje nie 100 zestawów danych, ale aż 100 systemów informatycznych. Nie wszystkie wymagają oczywiście integracji, ale to pokazuje, że nadal jest wiele do nadrobienia. Od strony monitorowania miasta, w tym procesów społecznych, ekonomicznych, gospodarczych możemy wyróżnić Kielce. Dobrze zaplanowano tam prace, zadania, profil danych i standard, w jakim dane będą zbierane oraz aktualizowane przez pracowników. Co ważne, Kielce dzielą się swoją wiedzą z innymi samorządami. Docenić też należy mniejsze miasta, jak Tomaszów Mazowiecki i Włocławek. Miasta przeprowadziły inwentaryzację danych i zaczęły wdrażać procedury, które ułatwią w przyszłości analizę danych.

W jakim miejscu jesteśmy na tle Europy pod względem analizy danych?

Nie wypadamy źle, jeśli chodzi o transformację cyfrową. W zakresie otwartości danych Polska jest w pierwszej dziesiątce. Także dostęp do realizacji usług przez internet funkcjonuje u nas bardzo dobrze. Oczywiście nie możemy się równać np. z Estonią, ale nie jesteśmy w tyle. Natomiast jeżeli mówimy już o poziomie zarządzania i analizy danych, tu jest trochę gorzej. Potencjał jednak mamy bardzo duży. Powinniśmy patrzeć w kierunku takich krajów jak Wielka Brytania czy Holandia, gdzie w miastach istnieją nawet odrębne biura czy wydziały do spraw analizy danych. Ponadto w Polsce brakuje wymiany doświadczeń i wykorzystywanych narzędzi do analizy danych. Jeśli już jakiś samorząd wprowadzi skuteczne rozwiązanie informatyczne, nie chwali się tym na zewnątrz. Powodem jest czasem fakt, że miasta po prostu ze sobą konkurują. Trudno sobie wyobrazić, że pracownik jednego miasta dzwoni do drugiego, aby podzielić się tym czy innym wdrożeniem. A w Holandii, Wielkiej Brytanii czy nawet Hiszpanii to norma.

Gdyby zwrócił się do pana przedstawiciel któregoś miasta z prośbą o wskazanie odpowiednich narzędzi do analizy danych, co by mu pan doradził?

Przede wszystkim musiałbym ustalić kilka kwestii. Czy działania w ramach budowy kompetencji cyfrowych i edukacji zostały w mieście wykonane? Czy dane gromadzone przez miasto muszą zostać uporządkowane? Chciałbym też poznać problemy, z jakimi na co dzień boryka się miasto, także jeśli chodzi o gromadzenie zasobów informacyjnych. Jaka jest jakość danych, w jakich formatach są zbierane? Mając za sobą te ustalenia, zaproponowałbym narzędzia, które niemal automatycznie będą wspierały mieszkańców, czyli e-usługi. Niestety w Polsce jest tak, że jeśli już miasto ma jakieś e-usługi, są one dostarczane przez szczebel centralny. Oznacza to, że nie można całościowo załatwić sprawy przez internet – składamy wniosek online, ale potem pojawiamy się w urzędzie, aby odebrać dokument. Cyfrowe usługi nie mogą tak działać, a odpowiednia analiza danych mogłaby to zmienić. Pracowałbym też nad narzędziami, które przełamują silosową strukturę urzędu. O ile pewne wydziały dobrze sobie radzą z optymalizacją pracy, o tyle brakuje wartości dodanej z integracji danych. Nadal urzędnicy nie podejmują decyzji na podstawie wielu źródeł. Brakuje narzędzi, które umożliwiłyby wizualizację i analizę danych pochodzących z różnych wydziałów i systemów informatycznych.

Jakie są ryzyka związane z wprowadzaniem tego rodzaju technologii w polskich samorządach?

Przede wszystkim - brak podejścia strategicznego do wdrażania systemów informatycznych i analizy danych. Nasze badaniawskazują, że 60 proc. miast w Polsce, w tym 80 proc. małych, nie przyjęło do tej pory żadnego strategicznego dokumentu dotyczącego cyfryzacji. Nie wiemy, jakie systemy posiadamy, gdzie są luki. To niezwykle ważna kwestia.

Dlaczego to tak istotne?

Każdy z nas chce, żeby podejmowane decyzje opierały się na dowodach i informacjach. Tego właśnie brakuje w polskich samorządach, szczególnie na szczeblu zarządczym. Zdecydowanie częściej podejmujemy decyzje, które wynikają z intuicji, przekonań, oczekiwanego wpływu na opinię publiczną. To wszystko trzeba też uwzględniać, ale dowód wynikający z przeprowadzonej analizy byłby o wiele lepszym motywatorem. Jeśli chcemy, żeby nasze miasto podejmowało sensowniejsze decyzje, musimy je opierać o wnioski, które wynikają bezpośrednio z analizy danych. Dzięki temu władze miasta będą w stanie umotywować choćby najbardziej kontrowersyjną decyzję. A gdy jeszcze uwzględnimy aspekt kosztów, taka ścieżka okaże się znacznie bardziej efektywna. Widzę tu same korzyści, jednak trzeba zacząć od uporządkowania danych i budowania powszechnej świadomości, jak wiele może przynieść analiza danych i podejście data driven do zarządzania miastem.

Udostępnij link

https://www.datasciencerobie.pl/dane-jako-paliwo-dla-rozwoju-nowoczesnych-miast/